Zacznę pewnie podobnie jak wiele osób: w naszym domu zawsze byly psy :) ... i masa innych zwierzaków. Kiedy byłam dzieckiem marzyłam o kocie, ale niestety rodzice (szczególnie mama) byli nieugięci a ja w tej sprawie odpuściłam. Sporo lat później, kiedy wyprowadziłam sie „na swoje” pierwsza myślą w nowym domu był kot. I tak jakimś czasie zawitała do nas ze schroniska domowa poldługowłosa koteczka Kiti, poczytać o niej można na www.kiti.zakatek.net.
     Z biegiem czasu zaczęłam marzyc o drugim kocie- kompanie dla Kiti i po części też towarzystwie dla mnie, bo Kiti jest typowym kotem chadzającym swoimi drogami- nie w głowie jej przesiadywanie na kolanach i przytulanki. Początkowo myślałam o kocie brytyjskim, jednak w miarę poznawania kocich ras zakochałam sie bez pamięci w cornish rex'ach. W ich nietypowym wyglądzie i cudownym, towarzyskim charakterze. Niestety mąż nie zgadzał się na drugiego kota, wiec odpuszczałam na jakiś czas te kwestie.
     W tym samym czasie moja mam musiała zmienić miejsce zamieszkania i po krótkim czasie okazało sie ze życie bez zwierzaków jest puste. Psa mieć nie może, bo długie godziny spędzane w pracy temu nie sprzyjają i psiun męczył by sie tylko i tęsknił.... Mama zaczęła myśleć o kocie, co wywołało u mnie wielkie zaskoczenie, ale i radość ze „koty sie kocha, albo sie o tym jeszcze nie wie” ;) Pomyślałam ze idealnym kotem dla mojej mamy będzie właśnie cornish rex a ze w zaprzyjaźnionej hodowli w Gdańsku był akurat miot takich kociaków pokazałam mamie zdjęcia i strzał- milość od pierwszego wejrzenia. Barroco Scardinius vel Mrałek zamieszkał z rodzicami po paru dniach od tej decyzji. Mamę zachwycił jego charakter, przymilność, inteligencja i... spanie pod kołdrą :)
     Po jakimś roku mam zaczęła intensywnie myśleć o drugim kocie- przecież Mralek nie może tyle godzin sam spędzać w domu :) Wybór był oczywisty- hodowla Scardinius*PL. Mamie spodobała sie parotygodniowa koteczka szylkretowa- Dragonfly, niestety trzeba było na nią jeszcze czekać 2 miesiące, wiec po jakimś czasie mama postanowiła odwiedzić ja w hodowli. I tam niespodziewanie na zabój zakochała sie w zupełnie innej kotce, z poprzedniego miotu, która oczarowała ja swoja beztroska, wesołym zachowaniem i pięknymi niebieskimi ślepiami ... wizyta skończyła sie zabraniem owej koteczki do domu jeszcze tego samego dnia. I tak Mralek zyskał przyjaciółkę Chiquite :) Same początki ich przyjaźni były nieco trudne, ale po paru dniach koty spały wtulone w siebie myjąc sie nawzajem. We mnie ten widok wzbudził jeszcze większą chęć posiadania cornisha. Niestety mąż ciągle oponował, ale ja coraz bardziej nie dawałam za wygraną.
     Odwiedzałam kolejne scardiniusowe mioty zakochując sie w tej rasie coraz bardziej. Pewnego dnia podczas kolejnej rozmowy mój mąż zaskoczył mnie zupełnie i zgodził sie na kornisza- a konkretnie niebieska kruszynke o imieniu Gigi. Cieszyłam sie przeogromnie i zaczekam odliczać dni do odbioru malej z hodowli. Tak niesamowicie sie złożyło, że ten prezent od męża dostałam w Mikołajki 6tego grudnia- dziękuje ci kochanie !!!!!

Kto wie, może korniszowa historia naszej rodziny jeszcze sie nie zakończyła.... ;)